Marca 28 2024 14:43:21
Nawigacja
· Strona główna
· FAQ
· Kontakt
· Galeria zdjęć
· Szukaj
NASZA HISTORIA
· Symbole gminy
· Miejscowości
· Sławne rody
· Szkoły
· Biogramy
· Powstańcy Wielkopolscy
· II wojna światowa
· Kroniki
· Kościoły
· Cmentarze
· Dwory i pałace
· Utwory literackie
· Źródła historyczne
· Z prasy
· Opracowania
· Dla genealogów
· Czas, czy ludzie?
· Nadesłane
· Z domowego albumu
· Ciekawostki
· Kalendarium
· Słowniczek
ZAJRZYJ NA


"WALKA Z CIEMNOTĄ I ZACOFANIEM WSI"

W spuściźnie wiekowej niewoli oraz ustroju kapitalistycznego pozostało nam w spadku społeczeństwo o niskim poziomie intelektualnym, zwłaszcza na wsi. O ile pod tym względem w miastach i ośrodkach przemysłowych jest lepiej, o tyle na wsiach bardzo odległych od tych ośrodków jest źle i to bardzo źle. Ponieważ sam pochodzę ze wsi i od dzieciństwa stykam się z ludnością wiejską, dlatego życie tego ludu, ich sposoby myślenia oraz wierzenia nie są mi obce. Dopóki nie byłem nauczycielem zabobony i ciemnota, aczkolwiek nie były mi obojętne, specjalnie jednak mnie nie zajmowały. W pracy pedagogicznej jednak już sama funkcja jaką pełnię, zmusiła mnie do tego, aby wszelkie przejawy ciemnoty, zabobonu i zacofania tępić konsekwentnie. Zachodzi tylko pytanie, jak to robić? – i to jest najważniejszym problemem. Ludność bowiem od wieków wierząca w swoje gusła i święcie przekonana o ich prawdziwości, celowo w ciemnocie trzymana przez niektóre autorytatywne czynniki; o ile nie sprzeciwi się słowom nauczyciela bądź jego ostrym wystąpieniom, to w każdym razie wyjdzie z tej walki pokonana ale nie przekonana. Odgrodzi się murem nieufności i zacznie unikać nauczycieli i rozmów z nimi na te tematy. Taktyka postępowania ze strony szkoły musi być bardzo ostrożna i bardzo rozsądna.
Mam zamiar przedstawić walkę naszej szkoły z przejawami ciemnoty, zabobonów i przesądów w naszej wsi.
Najpierw podam jednak krótką charakterystykę tejże wsi. Liczy sobie Lubonia około 600 mieszkańców. Jest oddalona od Leszna o 18 kilometrów. Od Ponieca – parafii o 9 kilometrów. Nie posiada poczty, ani żadnej instytucji kulturalno-oświatowej, prócz szkoły i Klubo-kawiarni. Jest POHZ i kilku pracowników umysłowych, nie zawsze ze średnim wykształceniem. Do roku 1945 dwie osoby miały ukończone 7 klas szkoły podstawowej. Dwóch ukończyło szkoły średnie ale w Luboni nie przebywało. Reszta miała wykształcenie 4-klasowe i niższe. Nie dziw więc, że ciemnota i zabobon miały na czym żerować.

Zabobony w naszej wsi dzielą się na dwie grupy:
1. Wypływające z ciemnoty i mające za podłoże tylko ciemnotę.
2. Wypływające z ciemnoty, ale mające za podłoże wierzenia religijne.

O ile walka z pierwszymi jest przy pomocy radia i telewizji stosunkowo łatwa, o tyle walka z drugimi jest trudna i prawie że nie do wygrania. Lud bowiem widzi w walce tej ataki na wiarę i tak ją niestety rozumie. Przedstawię zabobony pokutujące w naszej wsi i jak staramy się z nimi walczyć:

1. Teoria samorództwa. Istnieje wiara w to, że wszy lęgną się z brudu – bo skąd, tłumaczy mój rozmówca (nota bene radny PGRN) w lesie taka sarna czy zając dostają te pasożyty. Mając zbyt mało doświadczenia w prowadzeniu walki w tej dziedzinie (było to bardzo dawno temu) popełniłem błąd. Kategorycznie sprzeciwiłem się temu twierdzeniu i wysunąłem swoje argumenty obalające tę teorię. Wychodziłem z założenia, że jako nauczyciel muszę zaprzeczyć, aby mój rozmówca nie powoływał się w przyszłości na mój autorytet. Powinienem był tylko w sposób łagodnej perswazji wyjaśnić tą sprawę, zachowując jednak zawsze zupełną powagę. Nic bowiem tak nie peszy ludzi jak ośmieszanie. Po tej rozmowie w całej szkole rozpoczęła się propaganda przeciwko teorii samorództwa. Niby przypadkowo na lekcjach biologii, na historii, rok rocznie przy omawianiu ciemnoty średniowiecza silny nacisk kładziemy na twierdzenie Arystotelesa o samorództwie, tłumacząc przyczyny jego błędów brakiem przeprowadzania doświadczeń, a przy tym udajemy, jakbyśmy o tej teorii pokutującej w Luboni nie słyszeli. Na tym polu poprzez dzieci i młodzież, która ukończyła po wojnie szkoły średnie odnosimy zwycięstwo.

2. Najbardziej jest rozpowszechniona wiara w „cioty” co to i „uroki” rzuca i „zadaje”.
Tu niestety przypadkowość psuje nam robotę. Bo jak przekonać człowieka, który rżnął sieczkę ręcznie, gdy akurat przyszła do niego „ciota” i od razu na ręce pracującego wyskoczył guz, nie z przesilenia tylko od „uroku”. Skutecznym środkiem przeciw „ciotom” są główki czosnku noszone przy sobie, lub też w charakterystyczny sposób trzymanie kciuka. Wszyscy ludzie we wsi od raczkujących do podpierających się laskami wiedzą o tych sposobach i je stosują. O wierze w „cioty” i sposobach przeciwdziałania ich wpływom dowiedziałem się przypadkowo. Przy przeglądzie chusteczek do nosa jednej uczennicy wypadł czosnek. Na pytanie po co to nosi, odpowiedziała: „żeby mnie kto nie ociotował”. Inny uczeń lepiej obeznany z tymi sprawami mówi: „ Ja zawsze palce zrobię tak i już mi nic nie zrobi”. Na lekcji w tym dniu nie powiedziałem nic. Najpierw chciałem się przekonać, jak silnie jest zakorzeniona wiara w „cioty” i jak szerokie zatacza kręgi. Wynik był wprost zastraszający – prawie wszyscy ludzie, nawet ci, których uznawałem za światłych, wolnych od przesądów, których synowie są nauczycielami, w „cioty”, w czarownice wierzyli i może jeszcze wierzą. Życzliwie ostrzegali mnie przed czarownicą. Widziałem jak matki chowały nieletnie dzieci i uciekały z nimi do domów, widziałem jak dzieci szkolne trzymały kciuki, inne chwytały się za czosnek, a jeszcze inne żegnały się, gdy przez wieś przechodziła „ciota”. Najciekawsze jest to, że nawet krewni, a więc wnukowie byli dobrze uświadomieni przez synowe, jak mają się wobec babci – „cioty” zachować. Praca nasza polegała na tym, że nie reagowaliśmy na dobre rady życzliwych, ale sami własnym dzieciom kazaliśmy bawić się pod domem „cioty” i o dziwo nic im się nie stało. Życzliwym zaczęliśmy dawać stanowcze odprawy. Zbijaliśmy ich wiarę argumentem, a co by było, gdyby z was „ciotę” zrobili, byłoby wam przyjemnie? Zdaje się, że to odnosiło skutek. Powoli bardzo ludzie pozbywają się tej wiary. W szkole z dziećmi sami nigdy nie wywołujemy na ten temat rozmowy, gdy dzieci zaczną tłumaczymy im pochodzenie wiary w „cioty” i wskazujemy na osiągnięcia nauki.
W Luboni „ciota” umarła – a to było tak: Już długo przed jej śmiercią ludzie czyhali, aby zdobyć jej bieliznę i spalić, wtedy według ich wierzeń „ciota” sama uschnie. Pewnego dnia na sznurze wisiała wyprana bielizna w obejściu czarownicy. W tym dniu zapaliła się stodoła w POHZ. Pęk zapalonego siana spadł w bieliznę, która spłonęła. Przypadek zrządził, że w tym roku ciota umarła. Przekonajcie teraz mieszkańców Luboni, że wiara w „cioty” to nieprawda. Ten przypadek znowu cofnął nasze osiągnięcia i wysiłki – bo w Luboni są obecnie trzy „cioty”.

3. Wiara w mory, bądź też zmory.
Zmora przychodzi w nocy i dusi człowieka. Gdy jednego z mieszkańców Luboni raz dusiła zmora, to on sobie przygotował nóż i tym nożem dźgnął ją. Gdy się obudził nóż tkwił w pieńku, który się w tej sypialni znajdował. Zmorą może być mężczyzna lub kobieta i to są ci ludzie, którzy urodzili się o północy. Mieszkańcy wierzą, że z danego osobnika wychodzi dusza i ze swej ofiary wysysa soki żywotne – krew. Ciało w tym momencie staje się bezwładne, aż do powrotu duszy. Rzemieślnicy i nawet wyżej w hierarchii wiejskiej stojący nieraz na własne oczy widzieli jak osoba będąca morą mdlała i dusza z niej uchodziła po to, by kogoś dusić. Biada pannie, której z różnych przyczyn w dusznej świetlicy na zabawie źle się zrobi i odejdzie na stronę, aby się przewietrzyć. Nikt się z taką zmorą nie ożeni. Walka z tym przesądem jest bardzo trudna, bo jak by nie było zmora dusi ludzi, tylko nie w dosłownym znaczeniu. Na lekcjach wychowawczych i lekcjach higieny tłumaczymy przyczyny tych duszności występujących w nocy podczas snu. Staramy się dzieci nakłonić do przestrzegania higienicznego trybu życia, a więc wietrzenie sypialni, mycia się, spożywania kolacji na dwie godziny przed udaniem się na spoczynek, spożywania na kolację potraw lekkich. Dla obrony przed morami ludzie stosują różne sposoby. Stawiają pantofle odwrócone ku wyjściu – mora myśli, że nikogo nie ma w domu, że wszyscy wyszli. Stawiają miotłę, siekierę i łopatę w drzwiach, co też chroni przed morą. Po zbudzeniu się po nocnych dusznościach, a więc gdy kogoś zmora dusiła, należy szpilką ponakłuwać jabłko. No niech się teraz na twarzy we wsi pojawi jakiś wyrzut lub pryszczyk – mora i koniec. Pewnego letniego wieczoru zauważyłem, że moja krowa daje czerwone mleko. Zacząłem dociekać przyczyn. Z książek rolniczych dowiedziałem się, że przyczyn jest kilka. Gdy krowa zje liście olszyny lub gdy ma zapalenie wymienia. Na zebraniu kółka rolniczego poruszyłem ten temat, no i dowiedziałem się, że gdy w oborze ktoś zrzuci jaskółcze gniazdo, to krowa daje czerwone mleko. Z miejsca wyjaśniłem, że bardzo mi się to wierzenie podoba, gdyż bierze w obronę ptaki pożyteczne, ale w XX wieku musimy zdać sobie sprawę, że jaskółki nie mają nic wspólnego z mlekiem. Podałem też od razu sposób leczenia krowy wywarem z kory dębowej. Na biologii temu zagadnieniu poświęcam więcej uwagi i jasno tłumaczę całą sprawę.
Pewien chłopak nie mógł się uczyć, kiepsko widział i jakoś się nie rozwijał. Najgorzej było jednak z oczami. Raziło go światło. Litery mu skakały. Nadmienić jednak wypada, że dziadek tego chłopaka dostał obłędu z nadmiaru spożywania alkoholu i umarł. Gdy dziecko zachoruje matka poi je denaturatem, bo to jest najskuteczniejsze lekarstwo. Zresztą tym lekarstwem leczą się prócz nauczycieli wszyscy ludzie. Nie dziw więc, że chłopak cherlak. W dodatku te oczy, na które nie było rady. Chodził włóczęga, który orzekł, że chłopak ma w oczach kołtuny i on potrafi mu te kołtuny wyjąć, oczywiście nie za darmo. Nic tej matce nie odpowiedziałem, byłem zdruzgotany.
Mówiąc już o sprawach lecznictwa wspomnę o tym, że małe dzieci, gdy nie chcą spać poi się wywarem z makówek (opium). Dziecko wypija, ale i głupieje. O skutkach alkoholu na dorosłych i dzieci mówimy na każdym zebraniu rodziców i przy każdej okazji. Odnosi to rezultaty, ale nie takie jakich byśmy się spodziewali. Jeszcze bardzo wielu chorych nie udaje się do lekarzy tylko do mądrych. W okolicy Wolsztyna taki mądry leczy. Szkół to on nie kończył, ale swoje wie. Sąsiadka też się u niego leczyła. Leczy ziołami. Wszyscy, którzy się u niego leczą mają wątrobę zgniła w rozkładzie. Nagadałem sąsiadowi, ze owszem zioła mają właściwości lecznicze, których medycyna nie neguje, ale zanim te zioła zaczną działać, to pańska żona umrze.
Choroby skóry lub wrzody leczy się kredą święconą. Daliśmy maść ichtiolową potrzebującym i wrzody zginęły.
W czasie pożaru, aby iskry i dym szedł ode wsi żegna się ogień świętym obrazem lub kropi święconą wodą i to pomaga.
Niewiele pomagają w tym wypadku perswazje. Zresztą jak zabrać się do tłumaczenia tych spraw, kiedy są one z góry skazane na przegraną. To są przecież święte sprawy.

Z takich rodzin przychodzą dzieci do szkoły. Takie my uczymy. O ile dziecko wolne od tych przesądów i zabobonów ma łatwiejszą pracę. Ile wysiłku musi włożyć nauczyciel, aby ucznia przekonać, a potem można dopiero mówić o nauce. Jakże ogromne zadanie przyjęli na swe barki nauczyciele, aż dziw, że z tych szkół wiejskich dzieci też zdają egzaminy do szkół średnich. Jakże niewspółmiernie duży wysiłek musieli włożyć ci, którzy ich przez siedem lat uczyli.
Nie poruszam wcale drobnych przesądów, społecznie nieszkodliwych: przejście kota przez drogę, spotkanie rano kobiety z wiadrami, wyrzucanie śmieci przed wschodem słońca.
Działalność szkoły daje pod tym względem coraz lepsze wyniki. Ci, którzy kończą szkołę podstawową i średnią, a jest ich coraz więcej, i nawet takich, którzy kończą szkoły wyższe, pomagają już dziś w walce z zabobonami. Oświata ludu robi jednak znaczne postępy i w tej dziedzinie widać to najwyraźniej.

------------------------------------------------------------
Bernard Szmatuła – kierownik szkoły w Luboni.
Rok 1966.



WARTO ZOBACZYĆ
Dwór Drobnin

Kościół Pawłowice

Dwór Oporowo

Kościół Drobnin

Pałac Pawłowice

Kościół Oporowo

Pałac Garzyn

Dwór Lubonia

Pałac Górzno
Wygenerowano w sekund: 0.00 6,172,692 Unikalnych wizyt